Były wiceszef BOR odpowiedzialny za bezpieczeństwo VIP-ów w Smoleńsku stanął przed sądem
Były wiceszef BOR gen. Paweł Bielawny nie przyznaje się do zarzutów nieprawidłowości przy ochronie wizyt VIP-ów w Smoleńsku w 2010 r. Przed warszawskim sądem przedstawiono odtajnione fragmenty uzasadnienia aktu oskarżenia. Proces będzie w dużej mierze tajny.
W rozpoczętym przed Sądem Okręgowym w Warszawie procesie odczytano akt oskarżenia. Bielawny jest oskarżony o niedopełnienie, od 18 marca do 10 kwietnia 2010 r., obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań ochronnych Biura.
Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga "skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób, czym działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów oraz interesu prywatnego osób pełniących urząd prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej oraz urząd prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska". Drugi zarzut to poświadczenie nieprawdy w dokumentacji - że fotograf współpracujący z BOR jest funkcjonariuszem Biura w delegacji do Smoleńska. Oskarżonemu grozi do 5 lat więzienia.
Prokuratura zgodziła się z wnioskiem sądu o częściowe odtajnienie uzasadnienia aktu oskarżenia. Sąd chciał, by opinia publiczna poznała, na czym oparto oskarżenie. Dzięki temu prok. Józef Gacek odczytał akt oskarżenia wraz z jawną częścią jego uzasadnienia - od strony 201 do strony 219. Są to wnioski z opinii dwóch biegłych, według których m.in. sposób organizacji i realizacji działań ochronnych w Smoleńsku był niezgodny z zasadami i pragmatyką BOR. Reszta uzasadnienia pozostaje niejawna. Opinie biegłych były jedną z podstaw zarzutów.
Z opinii wynika, że Bielawny odpowiada m.in. za brak rozpoznania przez BOR lotniska w Smoleńsku, nieobecność BOR na nim oraz niesprawdzenie tras przejazdu prezydenta Kaczyńskiego. Według biegłych Bielawny "świadomie odstąpił" od rozpoznania lotniska m.in. pod kątem pirotechnicznym (nie zgodzili się na to Rosjanie).
Według biegłych wizyty Tuska oraz L. Kaczyńskiego różniły się pod względem bezpieczeństwa, bo w pierwszej - wobec obecności premiera Rosji Władimira Putina - służby rosyjskie były mocno zaangażowane w jej ochronę. – Poziom ochrony wizyty Tuska był nieporównywalnie wyższy – ocenili biegli.
Podkreślili, że Bielawny nie uwzględnił w koncepcji ochrony VIP-ów, iż sprawa Katynia "budzi kontrowersje" w Rosji, choć przyznali, że wnosił on do ambasady RP w Moskwie o opancerzone auta i dla Tuska, i dla L. Kaczyńskiego. Dodali, że nie uwzględnił on też tego, że L. Kaczyński „ze względu na swe poglądy nie był popularny w Rosji”, wobec czego należało brać pod uwagę możliwość jakiejś prowokacji lub innych wydarzeń - tymczasem "brak parasola ochrony rosyjskiej" oznaczał słabsze zabezpieczenie jego wizyty.
Dlatego ocenili, że BOR powinien był uznać stopień zagrożenia jego wizyty za „wysoki”, a nie tylko za „średni” (co do wizyty Tuska biegli uznali, że stopień taki powinien być określony jako "średni", a nie jako "niski"). Podstawą przyjęcia przez BOR "średniego" stopnia dla wizyty prezydenta było ewentualne zagrożenie ze strony fundamentalistów islamskich oraz ze strony rosyjskich służb specjalnych - co do "pozyskiwania informacji".
Biegli uznali, że wizyta prezydenta powinna być traktowana przez BOR jako "operacja ochronna". Jako bezpodstawne ocenili przyjęcie przez BOR założenia, że nie jest potrzebna kontrola zabezpieczenia jego wizyty przez Rosjan.
W opinii biegli podkreślili brak choć jednego oficera BOR, który czekałby na L. Kaczyńskiego na lotnisku - które jako tzw. lotnisko zamknięte nie było używane na co dzień. Spowodowało to brak wiedzy BOR, jak będzie kołował samolot, kto powita prezydenta na płycie i którędy ewakuować głowę państwa w razie zagrożenia. Ponadto nie sprawdzono też np. wysokości okolicznych drzew oraz tego, czy na płycie może się pojawić jakiś pojazd; nie wykorzystano też informacji z wieży kontrolnej. BOR nie zorganizował także ochrony samolotów specjalnych na lotnisku.
Zdaniem biegłych oficer BOR na lotnisku miałby informować dowódcę ochrony BOR z tupolewa o ewentualnych zagrożeniach na miejscu. Za kolejną nieprawidłowość uznali przy tym, że BOR nie znał numeru telefonu satelitarnego na pokładzie tego samolotu.
Według biegłych inne, oprócz lotniska, miejsca planowanego pobytu prezydenta w Smoleńsku były "sprawdzone pobieżne". Zarzucili BOR brak sprawdzenia, razem z rosyjskimi służbami, tras przejazdu prezydenckiej kolumny - aby ustalić miejsca potencjalnie niebezpieczne jak tunele, wiadukty itp. oraz opracować ewentualne zastępcze trasy przejazdu na wypadek zagrożeń. Ponadto Bielawny nie podjął działań co do sprawdzeń wszystkich osób uczestniczących w spotkaniach z ochranianymi osobami.
Plan zabezpieczenia wizyty L. Kaczyńskiego zaakceptowano w BOR - zdaniem biegłych - zbyt późno, bo dopiero 9 kwietnia. Miało to uniemożliwić wykorzystanie planu do tzw. odprawy zadaniowej, której celem jest zapoznanie funkcjonariuszy ze szczegółowymi działaniami do wykonania. – Brak takiej odprawy miał negatywny wpływ na zabezpieczenie wizyty – dodali biegli. Podkreślili, że "nie wszyscy oficerowie wiedzieli, jak się zachować w danej sytuacji".
Zdaniem biegłych Bielawny odpowiada też za nienależyte przeprowadzenie analizy zagrożeń; przygotowanie planu ochrony niezgodnie z zasadami; niewłaściwy nadzór, wybór oficerów do ochrony w Smoleńsku bez doświadczenia w wizytach zagranicznych; niewyznaczenie dowódców zabezpieczenia; brak zadbania o system łączności oficerów BOR w Rosji. Zarzucili też Bielawnemu, że nie miał wiedzy, czy wyznaczono lotniska zapasowe, wobec czego nie przewidział na nich ochrony BOR.
Oskarżycielem posiłkowym w sprawie jest Jarosław Kaczyński. Działający w jego imieniu mec. Piotr Pszczółkowski powiedział dziennikarzom, że podziela opinię biegłych. Podkreślił, że to, co ustalili, oznacza, że "prezydent Kaczyński praktycznie chroniony nie był". "Rolą mediów jest odpowiedzieć na pytanie, jak to się mogło stać; pytajcie też państwo o to polityków" - dodał. Powtórzył, że ława oskarżonych powinna "przy takiej masie uchybień" objąć więcej osób niż tylko wiceszef BOR. Odesłał dziennikarzy do prokuratury z pytaniem, kto jeszcze powinien na niej zasiąść.
Ani Bielawny, ani jego adwokat nie wypowiadali się dla prasy. Pytany przez sąd Bielawny zadeklarował, że zarabia 10 tys. zł miesięcznie; pracuje jako dyrektor ds. bezpieczeństwa prywatnej firmy. Oświadczył, że nie był karany i nie leczył się psychiatrycznie.
Bielawny 8 grudnia ma za zamkniętymi drzwiami sądu składać wyjaśnienia. Sąd wyznaczył terminy rozpraw do 26 marca 2015 r. - większość będzie niejawna (bo zeznają oficerowie BOR nt. tajnych procedur Biura; np. 8 stycznia - b. szef BOR gen. Marian Janicki). Jawne mają być zeznania m.in. b. ambasadora w Moskwie Jerzego Bahra (12 lutego) i ambasadora tytularnego Tomasza Turowskiego (5 lutego). Prokuratura wnosi o przesłuchanie przed sądem 67 osób; zeznania kolejnych 200 miałyby zostać odczytane.
Wyznaczone terminy nie obejmują jeszcze wszystkich zawnioskowanych świadków. Po zakończeniu ich zeznań, sąd przesłucha dwóch biegłych - autorów ekspertyz. W 2012 r. pojawiły się głosy, iż jeden z ekspertów b. oficer BOR Jarosław Kaczyński jest w konflikcie prawnym z dawnym pracodawcą. Prokuratura zapewniała wtedy, że nie ma on "sformalizowanego sporu z BOR", a śledczy dołożyli "wszelkich starań celem oceny bezstronności obu biegłych".
W śledztwie Bielawny nie przyznał się do zarzutu i odmówił składania wyjaśnień; po przedstawieniu zarzutów w lutym 2012 r. został zdymisjonowany ze stanowiska wiceszefa BOR przez ówczesnego szefa MSW Jacka Cichockiego. W czerwcu 2012 r. prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia wobec Bielawnego. Jesienią 2012 r. sprawę przeniesiono z sądu rejonowego do sądu okręgowego ze względu na jej "szczególną wagę i zawiłość". Od tego czasu sprawa czekała na rozpoczęcie.
Sprawę Bielawnego wyłączono ze śledztwa dotyczącego organizacji lotów do Smoleńska w zakresie odpowiedzialności instytucji cywilnych. Prokuratura prawomocnie je ostatnio umorzyła, bo oceniła, że choć były nieprawidłowości przy organizacji lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. Główne śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej - przedłużone ostatnio do kwietnia 2015 r. - prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.