Dr Targalski o sprawie prof. Zaradkiewicza: "GW" nie cofnie się przed żadną podłością
Jak w każdą środę pierwszym gościem redaktor Doroty Kani w programie „Dziennikarski poker” na antenie Telewizji Republika był dr Jerzy Targalski.
Na początek prowadząca zapytała swojego rozmówcę o artykuł na łamach „Gazety Wyborczej” o prof. Kamilu Zaradkiewiczu, któremu w zeszłym tygodniu, w związku z wygaśnięciem kadencji prof. Małgorzaty Gersdorf, prezydent Andrzej Duda powierzył obowiązki I prezesa Sądu Najwyższego. Autorzy wspomnianego artykułu, Wojciech Czuchnowski i Justyna Dobrosz-Oracz ujawnili informacje dotyczące prywatnego życia Zaradkiewicza. Rewelacje dziennika z Czerskiej w dużej mierze były oparte na relacji byłego prezesa TK, Andrzeja Rzeplińskiego i dotyczyły wydarzenia sprzed siedmiu lat.
– Z takimi indywiduami jak Czuchnowski czy Dobrosz-Oracz nie należy mieć nic wspólnego, nie należy zajmować się nimi, trzeba ich ignorować. Od dawna wiadomo, że kiedy „wybiórcza” chce kogoś zaatakować, to będzie wyciągała mu pochodzenie żydowskie, homoseksualizm itd. To jest charakterystyczne dla tego środowiska, że nie powstrzyma się przed żadną podłością, żeby zaatakować przeciwnika- ocenił dr Targalski.
– To, że ktoś ma dziwne skłonności, nie robi z tego polityki i nikomu tym nie szkodzi, to jest to jego prywatna sprawa. Ja teraz ruszyłbym te wszystkie środowiska, które ścigają homofobię, żeby ustosunkowały się do akcji „wybiórczej”- ocenił politolog.
- Czuchnowski twierdził, że konsultował ten tekst z Kampanią Przeciw Homofobii i organizacja nie znalazła żadnych uchybień – wskazała redaktor Kania.
– Zatem są to ludzie, którzy tak naprawdę, bo przecież wiedzieliśmy o tym od dawna, traktują tego typu sprawy wyłącznie jako narzędzie walki politycznej. Zatem homoseksualista-lewak jest dobry, a jak ma inne poglądy, to już jest zły. Należałoby teraz tak naprawdę wymusić na nich, żeby powiedzieli to w sposób jasny i otwarty, że tylko homoseksualiści-lewacy są według nich pożądanymi osobami, ale jeśli poglądy są inne, to te skłonności są absolutnie naganne- podkreślił rozmówca Telewizji Republika.
Prowadząca zapytała dr. Jerzego Targalskiego także o porównania materiału „GW” o prof. Zaradkiewiczu do prowadzonej przez PRL-owską bezpiekę operacji „Hiacynt”.
– Takie działania jak akcja „Hiacynt” są standardowymi działaniami komunistycznej bezpieki. Ta operacja polegała na identyfikowaniu wszystkich osób, które mają skłonności homoseksualne, umieszczanie ich na specjalnych listach i wykorzystywanie ich do pracy dla Służby Bezpieczeństwa. Można było użyć argumentu homoseksualizmu jako szantażu. Ale niekoniecznie, bo pamiętajmy, że z punktu widzenia bezpieki szantaż to ostateczność. Najbardziej skuteczne są bodźce pozytywne, działanie na ego, na ambicje- wskazał politolog.
– To były sytuacje skrajne, kiedy bezpieka używała szantażu. Natomiast znając osoby o takich skłonnościach, można zawsze im kogoś podesłać, w ten sposób nimi sterować, uzależnić od bezpieki i taki był cel tych służb-dodał Targalski.
Kolejnym tematem rozmowy była m.in. reakcja Niemiec na orzeczenie TSUE.
– Wszystko jest w porządku. Jeżeli TK mówi, że TSUE przekracza swoje uprawnienia i nie uznaje decyzji TSUE, to dotyczy to oczywiście Niemiec, ale nie Polski – w rozumieniu Brukseli. I my powinniśmy iść tą samą drogą. To, co robi UE, to jest większy stopień centralizacji niż w komunistycznej Jugosławii. Ale, jak mówię: co wolno wojewodzie, to...- znamy przysłowie, prawda?- podkreślił publicysta.
– Powinniśmy to wykorzystać, lecz nie oznacza to, że wobec nas będą stosowane takie same standardy- ocenił.