Mocna homilia abp. Jędraszewskiego o Lechu Kaczyńskim: był nieugiętym świadkiem prawdy, gotowy ...
Nadzieja dźwiga się w porę ze wszystkich miejsc,
jakie poddane są śmierci –
nadzieja jest jej przeciwwagą,
w niej świat, który umiera, na nowo odsłania swe życie”.
(Karol Wojtyła, Rozważanie o śmierci)
To szczególny dzień – Poniedziałek Wielkiego Tygodnia – kiedy przychodzi nam obchodzić już siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Wielki Tydzień jest bowiem czasem, w którym jako chrześcijanie przeżywamy ogrom tajemnicy zła – misterium iniquitatis –osiągającego swój szczyt w Wielki Piątek na Golgocie. A równocześnie w tym samym świętym czasie doświadczamy siły nadziei pokładanej w potędze Bożej miłości, która sprawiła, że nastał radosny poranek Wielkiej Nocy.
Ewangelia Wielkiego Poniedziałku mówi nam o namaszczeniu stóp Chrystusa w Betanii, niewiele dni przed Jego śmiercią w Jerozolimie. Zanim bowiem Jezus przybył do domu Łazarza w Betanii, już zapadł na Niego wyrok. Był to wyrok wynikający najpierw z racji religijnych. Znacząca większość arcykapłanów i uczonych w Piśmie nie uwierzyła w to, że Jezus jest Mesjaszem, co więcej, Jego słowa brzmiały dla nich jak bluźnierstwo, a za bluźnierstwo karano śmiercią. Do tego doszły racje polityczne, a także osobiste ambicje. Pełni niepokoju, że mogą utracić swoje wpływy, arcykapłani i faryzeusze stawiali sobie pytanie: „Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” (J 11, 47b-48). I wtedy usłyszeli odpowiedź arcykapłana Kajfasza: „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11, 49-50). W taki sposób znaleźli usprawiedliwienie dla swego wyroku: cóż znaczy śmierć jednego tylko człowieka wobec dobra całego narodu? Jak napisał św. Jan, jeszcze „tego dnia postanowili Go zabić” (J 11, 53). Po decyzji o zabiciu Jezusa podjęta została druga, o zabiciu Łazarza, który – jako wskrzeszony z martwych – był niezwykle niewygodnym dla Żydów świadkiem Boskiej mocy Chrystusa (por. J, 12, 10-11).
Kilka dni później nastąpiła cała lawina wydarzeń: pojmanie Chrystusa w Ogrójcu, sąd przed Annaszem i Kajfaszem, wydanie wyroku śmierci przez Sanhedryn, domaganie się ze strony podburzonego przez arcykapłanów tłumu, aby Piłat skazał Chrystusa na ukrzyżowanie, polityczny szantaż zastosowany wobec prokuratora rzymskiego przez Żydów: „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi” (J 19, 12b), umycie przez Piłata rąk i publiczne stwierdzenie: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz” (Mt 27, 24), wydanie wyroku śmierci przez Piłata i ukrzyżowanie Jezusa na Golgocie.
Jednakże Żydom sama śmierć Jezusa nie wystarczyła. Trzeba było przecież zabezpieczyć się na przyszłość. Wersję o bluźniercy zastąpili wersją o wielkim oszuście. Z nią udali się do Piłata, mówiąc: „Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: «Po trzech dniach powstanę». Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: «Powstał z martwych». I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze” (Mt 27, 63-64). Piłat przystał na ich życzenie: dał Żydom straż, która niezwłocznie stanęła przy opieczętowanym przez nich grobie Chrystusa. Kiedy jednak, zgodnie z zapowiedzią, Pan Jezus trzeciego dnia zmartwychwstał, trzeba było po raz kolejny uciec się do mistyfikacji. Jak pisze św. Mateusz, arcykapłani „zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: «Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu». Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono” (Mt 28, 12-15a). Pisząc po latach swoją Ewangelię, Mateusz dodał następującą uwagę: „I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego” (Mt 28, 15).
Co więc pozostawało Apostołom wobec tego oczywistego kłamstwa? Przyszło im, jak wiemy, niestrudzenie głosić prawdę o Zmartwychwstaniu Chrystusa, powtarzając stwierdzenie św. Piotra Apostoła z jego pierwszej katechezy, tuż po Zesłaniu Ducha Świętego: „My wszyscy jesteśmy tego świadkami” (Dz 2, 32). Świadczyli więc przez całe swe dalsze życie o Zmartwychwstałym Panu słowem, świadczyli cudami, które Bóg sprawiał za ich przyczyną, świadczyli własnym cierpieniem i męczeńską śmiercią. Byli świadkami prawdy aż do końca. Ich siłą była nadzieja i ufność, że śmierć nie jest kresem, ale początkiem: zasiewem wiary, dzięki któremu budowany jest Chrystusowy Kościół.
W długich, wielowiekowych dziejach Kościoła, częstokroć powtarzał się schemat kłamstwa i mistyfikacji, którego pierwszą ofiarą stał się Jezus Chrystus, Boży Syn. Widzimy to w historii wielu męczenników, do których odnoszą się słowa Pan Jezusa z Kazania na Górze: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie” (Mt 5, 10-12).