Sasin: Mój pierwszy kontakt z Komorowskim po katastrofie? Odniosłem wrażenie źle skrywanej radości i zadowolenia
– To mną wstrząsnęło. Taka rubaszność. Rozmawiał o katastrofie smoleńskiej jak o zwykłym zdarzeniu. Pierwsze pytanie i słyszę z uśmiechem: »No co tam słychać?«. To budziło mój niesmak – powiedział poseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Sasin, który był gościem red. Doroty Kani w programie "Koniec systemu" w Telewizji Republika.
– Ten plan był od pierwszych chwil po katastrofie. Ta narracja, która pojawiła się pierwszego dnia, że piloci zdecydowali się "szaleńczo lądować" czy komunikat od ministra Sikorskiego.. To był początek. Potem miałem dziwną rozmowę w czasie, gdy działała komisja w Moskwie. Edmund Klich był łącznikiem między rządem i Moskwą. On zadzwonił do mnie i powiedział mi, że chce się spotkać na lotnisku. Zaproponował, żebym leciał z nim Moskwy, ponieważ powiedział, że w czarnych skrzynkach są nagrane głosy innych osób niż członkowie załogi. Chodziło mu o to, abym dokonał z nim identyfikacji tych głosów. Zmierzało to ku zasugerowaniu, że mógł tam być Prezydent Lech Kaczyński. Była mowa również o innych głosach. Powiedziałem, że nie mam zamiaru w czymś takim uczestniczyć. Jeśli ktoś miałby rozpoznawać głos szefa protokołu, to byłyby to osoby, które go lepiej znały – podkreślił Jacek Sasin.
– Pan Klich powiedział, ze on jest przedstawicielem polskiego rządku, który bierze udział w pracach komisji MAK-owskiej. To wszystko miało wyglądać tak, że działają oni w interesie Polski. Chodziło o to, by wykazać, że w kokpicie był inne osoby, że były osoby, które odegrały rolę w katastrofie smoleńskiej – powiedział poseł PiS.
RAPORT MAKU-U
– Ode mnie był sprzeciw wobec raportu MAK. Było widać, że dzieje się jakaś operacja. Tam nie było przypadków. W niektórych polskich mediach zaczęły się pojawiać nagle jakieś niesprawdzone materiały, które miały podbudowywać tezę MAK-u. Z tego zrobiono sensację, pojawiały się cały czas jakieś stenogramy. Ktoś, jakiś ośrodek sterował tą operacją, aby nas wszystkich przekonać, że za tą katastrofę odpowiadają Ci wszyscy którzy przebywali na samolocie, na czele z Prezydentem. To jest do dzisiaj spotykane. Jeśliby spojrzeć na oficjalne dokumenty Millera - najpierw był zamysł by obciążyć Prezydenta, potem się cofnięto i na ofiarę nagonki wybrano gen. Błasika – stwierdził Jacek Sasin.
ROLA TUSKA
– Nie mam wątpliwości, że o wszystkim wiedział Donald Tusk. Jerzy Miller był ministrem spraw wewnętrznych w jego rządzie. To nie mogło się dziać bez przyzwolenia Tuska. Urlop Tuska w tym czasie to był taki unik przed byciem w centrum uwagi, kiedy poszedł pierwszy przekaz rosyjski. Tusk włączył się dopiero później, kiedy komisja Millera zaczęła działać. Myślę, że Tusk był inicjatorem tego jak działała komisja Millera – zaznaczył gość programu.
PIERWSZE CHWILE PO KATASTROFIE
– Wtedy nie miałem zupełnie wiedzy jak ta katastrofa nastąpiła. Wiedziałem tylko tyle, że samolot się rozbił. Dowiedziałem się w Katyniu, że doszło do jakiegoś wypadku. O skali tragedii zdałem sobie sprawę gdy dotarłem na miejsce katastrofy. Posiadałem tylko te informacje, które były oficjalne. Pierwsze wątpliwości pojawiły się u mnie, kiedy dowiedziałem się z jak niskiej wysokości spadł samolot. Byłem na miejscu i widziałem skalę zdarzenia. Teren był bagnisty. Nie było większego leja, nie było zagłębienia. Nie było śladu poważnego zniszczenia gruntu. Mało prawdopodobne wydawało mi się, żeby samolot tylko zahaczył o drzewa i spadł – powiedział Jacek Sasin.