“Waltzing Matilda” to nieoficjalny hymn Australii. W miniony czwartek Facebook wyłączył Australijczykom dostęp do informacji. Nie mogli ich odczytać ani przekazać dalej. Po kilku dniach awantury firma Marka Zuckerberga ugięła się i teraz podpisuje umowy z redakcjami, które odpłatnie użyczą swoich treści. Zapowiada, że Australijczycy odzyskają dostęp do wszystkich usług. A jeszcze niedawno magnaci internetu zamknęli usta prezydentowi USA... teraz pokonało ich państwo liczące 25 milionów mieszkańców.
Australijskie prawo dotyczące opłat za treści publikowane w internecie (pisaliśmy o tym tu: https://telewizjarepublika.pl/quotwierzejski-nadajequot-w-polsce-nie-ma-tvn-i-onetu-a-google-zniknie-z-australii,112141.html). W walce z gigantami internetu znanym też jako BigTech Australię poparła Kanada a sprawie przygląda się Unia Europejska. Waszyngton na razie milczy ale nic dziwnego bo BigTech wprowadził wielu swoich przedstawicieli do rządu Jo Bidena. Po listopadowych wyborach amerykańskie korporacje internetowe same chwaliły się wpływem, jaki wywarły na zwycięstwo Demokratów. Było to podobno co najmniej 5% głosów.
Przez miesiące kampanii wyborczej do wyborców nie docierały wiadomości potencjalnie szkodliwe dla kampanii Demokratów. Natomiast niekorzystne dla Republikanów hulały bez przeszkód. Końcowym akordem było blokowanie Republikanów przez Twittera czy wyrzucanie ludzi z pracy za wpisy w mediach społecznościowych. Managerom BigTech mogło zakręcić się w głowie od sukcesów.
WSPÓLNA SPRAWA
W przypadku Australii chodzi o wpływy z reklam. Za ustawą stoi korporacja Ruperta Murdocha. Dziś gigantyczne międzynarodowe korporacje gratis umieszczają na swoich portalach i wyszukiwarkach linki do informacji opublikowanych w mediach. Twierdza, że to rozpowszechnianie wiadomości, służba społeczeństwu. Dowodzą jakie to korzyści odnoszą media z dodatkowego ruchu kierowanego na ich strony przez BigTech.
Ale przecież BigTech bierze kasę za wyświetlanie reklam w swoich serwisach. Jeśli ktoś zapłacił Google lub Facebookowi to nie kupi reklam w gazecie czy stacji telewizyjnej. W rezultacie dochodzi do wysysania budżetów reklamowch z całych krajów. Wydawcy i rządy? Mogą sobie ponarzekać. Taka ma być nowoczesność.
Starcie Australii z Big Tech jest szczególnie ważne dla nas. Wystarczy się rozejrzeć wokół Polski by zobaczyć potężnych przeciwników szykujących rozprawę z obecnym rządem.
Kwestie energetyczne (sprzeciw wobec Nord Stream 2, plany budowy elektrowni jądrowej, itp.) łączą interesy rosyjskie i niemieckie. Centralny Port Komunikacyjny Solidarność jest regularnie atakowany w mediach. Podobnie rozbudowa i unowocześnianie Wojska Polskiego.
Wolna Polska musi komuś mocno naciskać na odcisk. A rolnictwo? Przemysł? Wyłudzenia VAT? Również światowe lewactwo nie może się doczekać upadku tego rządu. Przecież do 2015 roku konkretni ludzie ciągnęli konkretne korzyści z bezwładu państwa i korupcji jego przedstawicieli. Naprawdę w porównaniu z tymi kwotami “dofinansowanie” kampanii wyborczych by pokonać Zjednoczoną Prawicę to grosze. Zwłaszcza wobec spodziewanych zysków.
Dlatego musimy przywrócić równowagę na rynku mediów i uniemożliwić przeprowadzanie kampanii. Przyjrzeć się jak działają międzynarodowe korporacje. Wyciągnąć wnioski z działań australijskiego premiera Scotta Morrisona i nie bać się. To rząd i parlament stanowi prawo nie Facebook, Twitter, Google, Instagram...