Selfie z niedźwiedziem - "atrakcja turystyczna" groźna dla ludzi i zwierząt
Karmienie niedźwiedzi brunatnych i zdjęcia z tymi niebezpiecznymi zwierzętami to jedna z głównych "atrakcji turystycznych" na legendarnej rumuńskiej Drodze Transfogarskiej. Prawo przewiduje kary za takie działania, ale w praktyce rzadko są one wymierzane – pisze snoop.ro.
Latem - gdy łącząca okręgi Ardżesz i Sybin malownicza trasa przez Góry Fogaraskie jest otwarta - jadący wolno samochodami turyści otwierają okna i podają niedźwiedziom jedzenie. Wiele osób wychodzi z aut i fotografuje się ze zwierzętami. Jest to nagminna praktyka, która przyczynia się do wzrostu zagrożenia ze strony niedźwiedzi dla człowieka, ale także szkodzi samym zwierzętom.
„Na odcinku 20-30 km naliczyłam 12 niedźwiedzi, w tym cztery małe. Bez wyjątku przy każdym z nich wszyscy kierowcy się zatrzymywali” – relacjonuje autorka artykułu Cristina Radu.
Jak dodaje, cytując specjalistów, „(turyści) narażają na bezpieczeństwo siebie, ale pośrednio skazują niedźwiedzie na śmierć”.
Przez to, że są karmione, niedźwiedzie zatracają instynkt, przestają bać się ludzi. Do samochodów i ludzi podchodzą niedźwiedzice z małymi, co grozi groźnymi konsekwencjami, jeśli np. matka czegoś się przestraszy i uzna, że jej dzieciom grozi niebezpieczeństwo. Agresywne, gdy poczuje się zagrożone, może być każde zwierzę.
Na jednym z nagrań widać, jak mężczyzna, który karmi niedźwiedzia i głaszcze go po łbie, zostaje zaatakowany. Zwierzę ucieka, gdy ktoś inny naciska klakson samochodu. O innym przypadku poinformowała policja – mężczyzna z dzieckiem na ręku robił sobie zdjęcie z niedźwiedziem i kłócił się z obecną na miejscu policją, że ma do tego prawo.
Zwierzęta z Trasy Transfogaraskiej mają być przeniesione do rezerwatu, jednak przez to problem nie zniknie.
Przyczyn rosnącej liczby interakcji między ludźmi i tymi zwierzętami w Rumunii jest kilka. Niedźwiedzie podchodzą do siedlisk ludzkich, bo kurczą się lasy, a także zmniejsza się ilość jedzenia, które same mogą znaleźć lub upolować. Głodne niedźwiedzie wychodzą z lasów, grzebią w śmietnikach, atakują zwierzęta hodowlane, a w niektórych przypadkach - ludzi. „Oswajanie” niedźwiedzi przez podawanie im pokarmu również przyczynia się do problemu.
Po tym jak niedawno niedźwiedź zabił w górach turystkę, władze zmieniły przepisy, zwiększając kwoty odstrzału niedźwiedzi. Premier i minister środowiska mówili o tym, że populacja niedźwiedzi "wymknęła się spod kontroli".
Aktywiści i naukowcy uważają jednak, że kwoty odstrzału niedźwiedzi nie rozwiązują problemu. Potrzebna jest edukacja oraz skuteczne egzekwowanie zakazu karmienia zwierząt i zbliżania się do nich. W regionach, gdzie żyje dużo niedźwiedzi, potrzebne są specjalne zabezpieczenia, by utrudnić im dostęp do infrastruktury. Eksperci oceniają również, że władze lokalne nie zawsze wywiązują się ze swoich obowiązków w zakresie reagowania i usuwania niebezpiecznych okazów.
Minister środowiska Mircea Fechet mówił ostatnio, że za dokarmianie niedźwiedzi „co tydzień wymierzane są dziesiątki grzywien”, zapowiedział też legislacyjne zainicjowanie nowych kar za takie działania.
Obecnie, jak pisze portal, działają już dwa przepisy, które umożliwiają wymierzenie kar pieniężnych za karmienie dzikich zwierząt, jednak zazwyczaj nie są one stosowane.
Snoop.ro ustalił na podstawie (niepełnych) danych z 21 okręgów Rumunii, że w ciągu dziesięciu lat kary finansowe wymierzono 18 razy.
Władze mówią, że populacja niedźwiedzi brunatnych w Rumunii liczy ok. 8 tys., jednak aktywiści twierdzą, że rzeczywista liczba jest trudna do ustalenia, bo przy liczeniu nie stosowano uznanej międzynarodowo normy, wykorzystującej analizę DNA.
Jak możemy się przekonać, przeglądając internet, niedźwiedzie od dawna stanowiły swoisty rodzaj turystyki, a zdjęcia chciano sobie z nimi zrobić zanim wynaleziono selfie.
Źródło: Republika/PAP