ONZ domaga się, by religie nie mówiły o grzechu, bo to.. różnicuje ludzi
Jan Rokita, dawny polityk, a dzisiaj wnikliwy obserwator i komentator absurdów współczesności, zajął się najnowszym pomysłem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Organizacja ta powołała eksperta, który (jak można sądzić za godziwy zarobek, ale wszak postęp kosztuje) opracował raport dotyczący praw mniejszości w kontekście wolności religijnej. "Można by przypuścić, iż w świecie, w którym prześladowania religijne osiągnęły skalę nieznaną od czasu wojen religijnych XVI/XVII wieku, sprawozdawca ONZ ma do spełnienia misję obrony idei swobodnego wyznawania religii przez ludzi na całym świecie. Nic jednak bardziej błędnego", zauważył w "Gazecie Krakowskiej" Jan Rokita.
"W raporcie Madrigal-Borloza ONZ wzywa w stanowczych słowach do… zawężenia wolności religii przez państwa i domaga się od rządów, aby na całym świecie poddały kościoły ściślejszemu prawnemu i policyjnemu nadzorowi. A to z tej racji, iż różne religie, w tym chrześcijaństwo oraz islam, uparcie podtrzymują koncept grzechu w dziedzinie moralności seksualnej. Takie ich podejście sprawia, że to właśnie za sprawą religii istnieją w świecie „ciemne zakątki”, w których niektórzy ludzie uważani są za „grzeszników, czyli obywateli drugiej kategorii”. A to jest pogwałceniem praw człowieka", napisał Rokita i dodał: "ONZ domaga się od państw członkowskich, aby stworzyły dla kościołów „nową przestrzeń normatywną”, stanowiąc prawa, które zlikwidują pojęcie grzechu, jak również zabronią religiom uznawać kogokolwiek za grzesznika. A kościoły, które by się temu nie podporządkowały, powinny być karane przez prawo, jako organizacje „dogmatyczne i homokolonialne”".
Jak podkreślił Jan Rokita, "radykalizacja ogarniającej świat wojny o kulturę zaczyna sprawiać, że ONZ już nie tylko bywa często narzędziem w ręku brutalnych i agresywnych dyktatur, które przemoc nazywają wolnością, a agresję walką o pokój. Pojawiło się bowiem realne ryzyko, że ONZ zacznie teraz czynnie wymuszać na państwach członkowskich, aby w imię jakiejś obłąkanej ideologii likwidowały u siebie podstawowe ludzkie swobody, takie choćby jak wolność religijna. Zdeprawowani myślowo prawnicy, tacy jak ów profesor sławnej na cały świat Harvard Law School, tworzą intelektualny klimat dla takiej nowej formy przemocy. Wygląda na to, że na prestiżowych uniwersytetach dochowaliśmy się godnych następców licznych intelektualistów z nie tak znów odległego czasu, którzy z pasją uzasadniali komunistyczną opresję oraz mądrość systemu sowieckich łagrów".
Smutne i przerażające.